wielkie usta

wielkie usta
"W głowie można mieć wszystko i oczywiście też każdy ma wszystko w głowie, ale na papierze prawie nikt nic nie ma" /Bernhard/

środa, 12 czerwca 2013

Tu byłem – Miłosz, Gombrowicz i Schulz



Nieostre widzenia zasługują na piątkę w koronie, nadają się na konkurs recytatorski i są dowodem na to, że spośród debiutantów wyłaniany jest czasami ktoś, kto potrafi pięknie pisać po polsku.

Ale, zacznijmy od początku. Jak zachwyca? Barwnością, plastycznością i starannością wykonania, jak haftowana serwetka, o której wiadomo, że ktoś nad nią długo siedział i że nie każdy tak potrafi.

Jak nie zachwyca? W nadmiarze stylizacji wydaje jej się, że mówi coś ważnego, podczas gdy wielokrotnie złożone zdania przepływają gładko jak szklane kulki, które tylko siąść i obracać w palcach. A od takiego obracania nic się z czytelnikiem nie dzieje.

Katarzyna Jakubiak ufa dzieciństwu. Obrazowo opowiada o kapitalistycznych przemianach widzianych oczyma dziewczynki, która „ma trzy latka, trzy i pół, głową sięga ponad stół” w słodkiej jak kremówka cukierni – rodzinnym majątku, oczku w głowie dziadka. Pisze o pasji, której nikt nie odziedziczył, gdy przyszły olbrzymy, niepytające nikogo o zgodę na wykopanie fundamentów. Dziadek tak był wytrwały, że wojna przeszła obok niego („nawet nie zauważył, jak to się stało, że wokół jego wybranej okolicy wyrosły któregoś dnia mury getta”). I tak się zapamiętał, że „spożywając z takim zapałem wyrób własny, nieopatrznie zjadł sam siebie”.

Nie byłoby Jakubiak bez Schulza. I tak, jak u niego wszystko jest cynamonowe, u Jakubiak – lukrowane: „Z cukru był król, z piernika paź, królewna z marcepana. Los tej trójki, ich śmierć poprzez zjedzenie – napełniał mnie niezmierzonym smutkiem” – pisze autorka, zachwycając się własnymi pokładami nostalgii.

Czasami jest też zupełnie inaczej i bohaterka ma przed oczyma obrazy żywego mięsa jak z Francisa Bacona. Ta sama dziewczynka, która zerkała na nas przez lukrowane babki, wyrusza w świat, doświadcza samotności jak Czesław Miłosz nad Zatoką San Francisco, patrzy na stukniętego przez samochód szopa pracza i myśli o śmierci. Wszystko to wciąż bardzo elegancko i z puentą.

Dorosłość przynosi w życiu bohaterki nowe problemy, które da się opowiedzieć. „Dead fetus” – wypowiedzenie tych słów przychodzi u Jakubiak łatwiej niż u Bargielskiej, u której trzeba było lekarskiego żargonu, by powiedzieć. Cokolwiek. Gravitas obsoleta. Jakubiak pospiesznie ucieka w wyobraźnię, która podsuwa obraz zimy stulecia, gdy na ekranie podczas badania nie pojawia się płód.

Wątki wyobraźniowe, oniryczne pozwalają ukryć brak głębszej refleksji. Jakubiak czaruje i czaruje, i wsuwa się ją, mimo wyrzutów sumienia, jak faworki w tłusty czwartek. Pakuje się do ust jak watę cukrową, po której zostaje tylko cienki patyczek. Kolorowa bibułka i złotko po pączku z różą.

Dlatego trzeba powiedzieć: raczej wtórność niż świeżość i odwaga, wyobraźnia rozbuchana na sprawdzonych tematach, czyli tam, gdzie Gombrowicz i Schulz już byli, refleksja śmielsza tam, gdzie był już Miłosz. Z zapachów Ameryki – raczej stereotyp niż cokolwiek innego.

Postać literata-obieżyświata, Amerykanina podającego się za Ukraińca jakoś mało przekonująca. Dwustronicowy opis charczącej spłuczki w tle (a co!), której Amerykanin nie może znieść i – jak to Amerykanin – chce zaraz kogoś pozwać, ale w ostatniej chwili się powstrzymuje, bo otrzymuje maila przestrzegającego przed wzrostem zachowań antyamerykańskich na świecie. I od tej pory zamierza udawać Ukraińca. Tyle dowiadujemy się o świecie z zabawnego opowiadania Ameryka!; że Amerykanin głupi i megaloman, a Ukrainiec od wódki nie stroni. A to zaledwie wycinki z książki Jakubiak mieszczącej dwanaście opowiadań.

Autorka pisze tak, jakby dokonywała tłumaczenia kanonicznego samej siebie. Zresztą, w tytułowym opowiadaniu przyznaje się: „Opanowała mnie ambicja opisania świata”.


Rationalisation, clarification, expansion, ennoblement – wskazane przez Antoine’a Bermana zgubne tendencje tłumaczeniowe – to grzechy, których nie boi się Katarzyna Jakubiak w swojej prozie. Drwiąc sobie z niebezpieczeństwa, pisze: „mogłabym ogarnąć świat” i dokonuje wzorcowego przekładu polskiej pisarki mieszkającej w Stanach i czytającej Miłosza, Schulza i Gombrowicza. Smutno mi, Boże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz